poniedziałek, 27 lipca 2015

ROZDZIAŁ V


Droga z lotniska do domu ciotki zajęła około pół godziny. Byłam przekonana, że mieszkanie znajduję się w centrum Paryża, jednak bardzo się myliłam. Czułam się dziwnie. Miałam wrażenie, że moje wnętrzności zaraz eksplodują z nerwów. Bałam się przyszłości, tego co ma mnie spotkać. Zamyślona nie zwróciłam uwagi na to, że dojechałam na miejsce. Dom cioci Madison był mały i skromny. Wyglądał trochę śmiesznie, bo zaczęłam się do siebie uśmiechać, gdy go ujrzałam. Z zewnątrz wydawał się być zwykłym, niczym nie wyróżniającym się budynkiem, jednak gdy weszłam do środka całe to wrażenie zniknęło. Wnętrze domu wyglądało bardzo dziwnie i chaotycznie.Wszędzie na ścianach wisiała masa kiczowatych obrazów, na półkach stały śmieszne bibeloty, a każda ścianka była innego koloru. Stałam przerażona u progu drzwi, gdy przybiegła do mnie Madison. Zaczęła mnie tulić i całować, a ja czułam się jak te postaci na kreskówkach, kiedy próbują się wyrwać z czyjegoś uścisku.

- Jak minęła podróż? Wszystko w porządku? Jak się czujesz? - ciotka zaczęła zadawać masę pytań.
- W sumie wszystko dobrze - odparłam.
- Wydajesz się być czymś przygnębiona, na pewno wszystko w porządku?
- Jestem chyba zmęczona podróżą - odpowiedziałam szybko.
- W takim razie zaprowadzę cię do twojego pokoju, bo musisz odpocząć! Jutro przed tobą ważny dzień!

Haha, no tak, moje 17 urodziny. Nie miałam nastroju na uczczenie ich. Sama nie chciałam dorastać, bo wiedziałam, że czeka mnie masa obowiązków i koniec życia w świecie marzeń.

Ciocia wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do "mojego" pomieszczenia. Znajduję się ono na drugim piętrze, na które prowadzą kręcone schody. Gdy Madison otwierała zamknięte na klucz drzwi serce waliło mi jak szalone. Sama nie wiem dlaczego tak denerwowałam się tym wszystkim, ale wiem, że powinnam to zmienić, bo niedługo się wykończę. Jak się okazało pokój również nie wyglądał zbyt okazale i w moim stylu, ale postaram się to jakoś zmienić, żeby chociaż w małym stopniu czuć się tu dobrze.

-Chociaż dobrze, że jest duże łóżko - mruknęłam pod nosem.

Na wprost drzwi znajdowało się ogromne okno z przepięknym widokiem na znajdujące się w oddali miasto. Duża szafa, komoda, jakieś stare biurko. Zawsze mogło być gorzej.

Gdy zostałam sama zaczęłam się rozpakowywać, jednak moją uwagę przykuła sterta książek, które leżały na krześle obok pudełka. Możliwe ciocia chciała coś z nimi zrobić, ale o tym zapomniała lub coś odciągnęło ją od tego zajęcia. Zaczęłam przeglądać rozrzucone rzeczy i natknęłam się na lekturę, na której okładce widniało słońce z twarzą. Nagle spojrzałam na swoją szyję. Wisiorek w kształcie słońca, który znalazłam na strychu był taki sam jak ten z okładki. Byłam ciekawa i jednocześnie przerażona. Wzięłam do ręki książkę i poczułam dziwne i znane mi uczucie. W jednej chwili cały świat zaczął wirować mi przed oczami i upadłam na ziemię nieświadoma tego jak ogromną tajemnicę odkryłam.

wtorek, 21 lipca 2015

ROZDZIAŁ IV


Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Ze łzami w oczach uciekłam z tamtego miejsca. Sama nie wiedziałam co mam zrobić. Całą sytuację zauważyła też Katy i zaraz podbiegła do Briana i kątem oka zauważyłam, że zaczęła się z nim szarpać. Postanowiłam wrócić do domu i rozpocząć w końcu pakowanie na wyjazd. W tym momencie cieszyłam się, że zostawiam go samego z tą dziwką i nie będę musiała więcej na nich patrzeć.

Po powrocie pomyślałam, że pójdę na strych znaleźć jakąś walizkę lub torbę, do której spakuję swoje ubrania. Nie wiedziałam na jak długo wyjadę do ciotki, a nie mogłam się z nią niestety skontaktować. Wzięłam ze sobą zapałki i jakąś szczotkę, żeby zgarnąć po drodze pajęczyny i kurz, bo są obrzydliwe. Bardzo nie lubię tego miejsca i byłam w nim tylko raz w życiu jako mała dziewczynka. Bałam się tam chodzić sama i od zawsze czułam, że jest tam coś ukrywane przez moich rodziców, jednak strach paraliżował mnie przed samym wejściem na górę. Teraz nie miałam wyjścia.

- Ok Nao, tylko spokojnie. Wdech i wydech. Wejdziesz tylko tam na moment, sięgniesz torbę i szybciutko wrócisz z powrotem.

Strych sam w sobie nie jest przepięknym miejscem, więc chciałam mieć już to z głowy. Gdy weszłam po schodkach na górę ujrzałam otwarte drzwi. Zdziwiło mnie to, ale mimo tego musiałam tam wejść. Serce waliło jak opętane. Czułam dziwną obawę przed tym miejscem. Dostałam się do środka i zauważyłam masę porozrzucanych książek i mebli. Zaczęłam odgarniać wszystko, żeby znaleźć walizkę. Na stoliku znalazłam szkatułkę, a w niej kilka naszyjników, pierścionków i bransoletek. Zaciekawił mnie jeden wisiorek. Na łańcuszku powieszona była zawieszka w kształcie słońca, które miało twarz i się uśmiechało. Spodobał mi się i gdy go dotknęłam poczułam dziwne uczucie. Tak jakby coś mnie tchnęło. Założyłam ozdobę na szyję     i poszłam dalej szukać i sprzątać to znienawidzone przeze mnie miejsce.

Po 2 godzinach byłam już po sprzątaniu i spakowaniu najważniejszych rzeczy. Stwierdziłam, że wezmę tylko kilka ubrań, a resztę walizki zajmą moje ukochane książki i bibeloty, do których jestem przywiązana, bo dostałam je od rodziców lub Katy. Wszystkie inne prezenty, które miałam od Briana wrzuciłam do kominka, bo nie chciałam więcej do tego wracać. Zostało mi jeszcze trochę oszczędności, które odkładałam na prezent z okazji rocznicy z moim byłym, więc postanowiłam, że ewentualnie w Paryżu kupię sobie kilka rzeczy. Miałam jednak cichą nadzieję, że wrócę tu niedługo.

Dochodziła godzina 11:15. Zadzwoniłam po taksówkę, bo o 14 mam zaplanowany wylot. Po 15 minutach taksówkarz czekał już na mnie na dole. Poprosiłam go, żeby pomógł mi z walizką, a ja sama wzięłam torbę na ramię. Spojrzałam ostatni raz na mój pokój i całe mieszkanie. Łzy cisnęły mi się do oczu. Nie chciałam wyjeżdżać, chciałam jedynie cofnięcia czasu. Pozamykałam dom, schowałam klucze z moją ulubioną przywieszką z imieniem, którą dostałam od Katy i ruszyłam w stronę auta. Jadąc ulicami Los Angeles oparta na szybie patrzyłam na ulice i przechodniów. W głowie miałam tysiące myśli i obawę, co będzie dalej. Padał deszcz, a ludzie zaczęli się skrywać pod daszkami lub parasolami. Pomyślałam, że ja też chciałabym tak skryć się przed światem, ale nie mogłam się poddać. Czułam, że mam jakąś misję do wypełnienia.

- Panienka dokąd się sama wybiera? - spytał nagle taksówkarz i wyrwał mnie z pogrążenia we własnych myślach.
- Lecę do cioci, do Paryża - odparłam cicho.
- Zazdroszczę Pani. Mnie pozostaje tylko jeżdżenie po tym zakorkowanym mieście i wyczekiwanie na jakichkolwiek klientów. Wie pani, że...
Przestałam go słuchać i zasnęłam. Nawet nie wiedziałam kiedy.
- Halo, proszę pani, dojechaliśmy - zaczął budzić mnie kierowca. Zauważyłem, że moje opowieści zanudzają, ale nie sądziłem, że aż tak haha - zaczął żartować.
Otworzyłam oczy i szybko wzięłam ze sobą torbę, zapłaciłam i wysiadłam. Bardzo uprzejmy pan pomógł mi wyjąć walizkę z bagażnika samochodu i ruszyłam w stronę wejścia do lotniska.

- Dasz radę Nao, zobaczysz, że będzie dobrze - mówiłam do siebie w myślach.
Ze sztucznym uśmiechem na twarzy ruszyłam przed siebie i weszłam do środka.





środa, 8 lipca 2015

ROZDZIAŁ III

Zaczął padać deszcz, gdy dochodziłam do kafejki. Podchodząc do szyby ujrzałam w środku machającą do mnie Katy. Zdjęłam kaptur, wzięłam głęboki oddech i powiedziałam sobie, że dam radę. Gdy byłam już w środku usłyszałam krzyczącą w moją stronę przyjaciółkę.

- Co jest z tobą? Jesteś spóźniona 20 minut! Niedługo i ja spóźnię się przez ciebie do szkoły! - krzyczała mi
prosto w twarz na całą kafejkę.

Katy jest perfekcjonistką. Mimo że jest moją najlepszą przyjaciółką nienawidzę w niej tej przesadności oraz tego, że wszyscy według niej mają być punktualnie, wszystko musi być wykonane idealnie blablabla. Ja taka bynajmniej nie jestem.

- Dziękuję za miłe przywitanie Katy! Mnie też miło jest cię widzieć! - odpowiedziałam sarkazmem
- Przpraszam, Nao..Trochę mnie poniosło, ale to wszystko związane jest ze stresem związanym z przygotowaniem do imprezy!
Nagle zrobiło mi się strasznie duszno i słabo. Zapomniałam. Jutro są moje urodziny, a ja dzisiaj wyjeżdżam i zostawiam wszystkich. Teraz wszystko stało się trudniejsze niż myślałam.
- Katy..muszę ci coś ważnego powiedzieć.. - zaczęłam
- No ja myślę! Przecież nie dzwoniłabyś do mnie o s z ó s t e j rano, żeby tak o sobie pogadać! - znów zaczęła na mnie krzyczeć

Nie wytrzymałam i zaczęłam płakać. Nie miałam już siły udawać, że wszystko jest w porządku. Siedziałam z dłońmi na twarzy. Ludzie patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem. Katy wstała i podeszła do mnie.

- Heej, co się dzieje maleńka?
- Wszystko straciłam, ja już nie mam siły - odparłam szlochając
- Jak to? O co chodzi? Powiedz mi co się dzieje..
- Chodźmy stąd, tu jest zbyt dużo ludzi.

Wstałyśmy i poszłyśmy w nasze ulubione miejsce. Znajdowało się ono obok parku. Na środku góry stała ławka, nasza ławka. Z tamtego miejsca miałyśmy widok na całe miasto. W tym  magicznym miejscu miałam swój pierwszy pocałunek z Brianem. Miałam ogromny sentyment do tego miejsca i łzy cisnęły mi się do oczu na samą myśl, że więcej tutaj nie wrócę.

- No mów o co chodzi! Umieram już z ciekawości!
Usiadłyśmy. Wzięłam głęboki oddech, jednak czułam w gardle tą popularną kluchę.
- Katy..nie dam rady tego powiedzieć..
- To napisz - odpowiedziała
Spojrzałam na nią zdzwiona.
- Tak jak kiedyś, jak byłyśmy małe, kiedy bałyśmy się przyznać się do błędu. - dokończyła.
Wyjęłam zeszyt i wyrwałam z niego kartkę. Napisałam wszystko ze łzami w oczach i podałam Katy wilgoty od płaczu papier. Przyjaciółka wzięła ją ode mnie i czytała w spokoju trzymając mnie za dłoń. Gdy skończyła odłożyła kartkę, spojrzała prosto w moje oczy i przytuliła mnie. Siedziałyśmy w ciszy i bezruchu kilka minut, ale to wystarczyło. Nie potrzebowałam zbędnych słów, tylko wsparcia.
- Nao..tak mi przykro..Rozumiem, że to wszystko cię przerasta, ale musisz być silna..Dasz radę, wierzę w ciebie skarbie
- Dziękuję Katy - odpowiedziałam.

Wstałam, by pożegnać się z tym miejscem. Zrobiłam zdjęcie i poszłam odprowadzić Katy na zajęcia. W czasie drogi pisałam SMS-a do Briana nie patrząc na nikogo i świat wokół mnie. Nagle wpadłam na kogoś, przeprosiłam i spojrzałam na osoby, które potrąciłam idąc jak obłakana. Para, na którą wpadłam to całujący się Brian z największą dziwką w szkole - Jessicą.

niedziela, 5 lipca 2015

ROZDZIAŁ II


Nerwowo zaczęłam przeglądać wszystkie notesy, notatniki i książkę telefoniczną w celu odnalezienia numeru do Madison. Nie mogłam uspokoić się od płaczu, jednak wiedziałam, że nie mogę teraz położyć się i po prostu użalać się nad sobą. Na to przyjdzie jeszcze czas. Mimo starań nie udało mi się niczego znaleźć, jednak nie poddałam się. Miałam wrażenie, że to wszystko to tylko zły sen, sen na jawie i za pomocą uszczypnięcia obudzę się i o wszystkim zapomnę, niestety tak nie było. Spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę 04:56. Wstałam z ziemi i posprzątałam leżące na ziemi stosy kartek. Cała ta sytuacja wydawała się być dla mnie bardzo dziwna. Rodzice mieli dobry kontakt z ciotką, jednak ukrywając wszelkie dane na jej temat chcieli prawdopodobnie wymazać ją z pamięci.
Nalałam gorącej wody do wanny, aby spróbować odciąć się od tego, co w tym momencie przechodziłam. Spojrzałam jeszcze w lustro i zobaczyłam przerażoną ciemnowłosą dziewczynę. Moje włosy były całe mokre, pokręcone i wyglądały jakbym właśnie wyszła z kąpieli. Moje oczy były całe zapuchnięte od płaczu, a usta przybrały dziwny grymas.

- Powinnam iść dzisiaj do szkoły.. - pomyślałam - Jak ja w ogóle w takim stanie mogę myśleć o szkole? To chyba przez zmęczenie - odparłam.

Zdjęłam z siebie szlafrok, który zarzuciłam na siebie nerwowo, kiedy zadzwoniła ciotka i zanurzyłam się w gorącej wodzie. Nagle zadzwonił telefon, który wyrwał mnie z tej odprężającej chwili. Szybko wyskoczyłam z wanny i pobiegłam po komórkę z nadzieją, że dzwoni do mnie właśnie ciocia Madison. Wyświetlił się numer nieznany.

- Halo? Mam nadzieję, że to Ty ciociu Madison
- Tak, Naomi, to ja - odpowiedziała. Wcześniej zerwało połączenie, dlatego dzwonię po raz kolejny. Dzisiaj o 14:00 masz zapłacony już lot do mnie, do Paryża. Spakuj się szybko i nie spóźnij się na lot!

Słysząc te słowa moja ręka upuściła trzymany telefon i po raz kolejny ze łzami w oczach siedziałam w bezruchu. Nie dość, że mój świat legł w gruzach w ciągu kilku minut to teraz to? Mam zostawić szkołę, przyjaciół i chłopaka? To wszystko zaczęło mnie przerastać jeszcze bardziej.
Położyłam się na łóżku i zaczęłam rozmyślać, dlaczego akurat ja? Dlaczego musiało to spotkać akurat mnie? Nie mogłam przestać płakać. Jednak musiałam wziąć się w garść. Nie mogłam się poddać i tak wiele w życiu przeszłam. Sierociniec, ciągłe zmiany szkoły, fałszywi przyjaciele i wiele razy złamane serce. Nie miałam czasu na leżenie w bezczynności, musiałam jak najszybciej spotkać się z przyjaciółmi i Brianem, żeby im przekazać, że wylatuję i o tym co się stało.
Po godzinie byłam już gotowa do wyjścia. Napisałam SMS-a do Katy, aby spotkała się ze mną w kafejce jeszcze przed szkołą. Była bardzo zdziwiona, ale zgodziła się przyjść.
Po drodze do umówionego miejsca mijałam wiele sklepów, kiosków, w których wszędzie była mowa o katastrofie, w której zginął James. Nie mogłam przestać płakać, przechodnie patrzyli się na mnie, jak na obłąkaną osobę. Czułam się właśnie tak, ale musiałam starać się tego nie okazywać.
Nagle zabolało mnie ramię. Ból był tak silny, że upadłam na ziemię. Przechodzące obok osoby nie zwróciły na mnie uwagi, oprócz jednego wysokiego chłopaka o blond włosach i niebieskich oczach. Wyglądał na starszego ode mnie.

- Halo? Słyszysz mnie? Możesz wstać? Co się stało? - spytał przerażony.
Pomógł mi wstać i usiadł ze mną na ławce, która znajdowała się obok nas.
- Tak, wszystko ok. - odparłam trzymając bolące miejsce. Sama nie wiem co się stało, ale zaczęło boleć mnie ramię.
- Może się uderzyłaś lub coś Cię ugryzło? - odpowiedział ten tajemniczy chłopak.
Spojrzałam na ramię, jednak na bolącym miejscu nie było żadnego śladu.
- Przepraszam, nawet się nie przedstawiłem. Mam na imię David.
- Naomi, miło mi poznać i dziękuję za pomoc. - odparłam onieśmielona
- Nie ma za co, ale mógłbym spojrzeć na Twoje ramię? Bardzo mnie to ciekawi. - spytał.
- Oczywiście.
Odsłoniłam sweterek znajdujący się na bolącym miejscu. David dotknął ramię i cały ból zniknął. Byłam bardzo zdziwiona.
- To dziwne, nic tu nie ma, a jak się teraz czujesz?
- Już lepiej, dziękuję.
Chłopak wstając spojrzał w moje oczy. W jego wzroku było coś dziwnego. Miałam wrażenie, że zobaczyłam jakąś iskierkę, to było niesamowite.
- Gdyby coś się stało, zawsze możesz do mnie zadzwonić - odparł - Tutaj masz mój numer telefonu.

Podał mi karteczkę i odszedł. Byłam onieśmielona i zdziwiona. Po kilku minutach, spóźniona już na spotkanie, wstałam z ławki i ruszyłam w stronę kafejki, w której byłam umówiona z Katy.

czwartek, 2 lipca 2015

ROZDZIAŁ I


Obudziłam się w środku nocy. Byłam sama w domu, a za oknem szalała burza. Spojrzałam na budzik znajdujący się na nocnym stoliku - 03:03. Od pewnego czasu budziłam się ciągle o tej porze. Od kilku dni jestem sama w domu, bo mój ojczym James był w podróży biznesowej w Japonii. Bardzo rzadko go miewam, ale jestem przyzwyczajona do samotności. Mimo tego, że nie jest moim prawdziwym ojcem, kocham go najmocniej jak potrafię, bo został mi tylko on. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w okno, za którym działo się jedno z moich ulubionych zjawisk. Na myśl przyszedł mi James.

- Dzisiaj powinien wrócić z podróży - pomyślałam.  Zaczęłam się o niego niespodziewanie martwić, tak jakby jakiś głos w mojej podświadomości mówił mi, że coś się wydarzy, tylko nie wiedziałam co..

Wstałam, aby napić się wody. Przeszłam do kuchni i włączyłam przy okazji mojego laptopa. Chciałam sprawdzić pocztę oraz kilka informacji. Nagle zadzwonił mój telefon.

- Nawet o tej porze nikt nie da człowiekowi odpocząć? - odparłam i poszłam do salonu, z którego dobiegał dźwięk mojej komórki. Kiedy znalazłam telefon zauważyłam, że dzwoni nieznany numer. Już chciałam odrzucić połączenie, jednak stwierdziłam, że musi to być coś ważnego, skoro ktoś dobija się do mnie o 3 nad ranem.

- Halo? - spytałam zmęczonym i poirytowanym głosem.
- Halo? Naomi, czy to ty? - spytał znajomy mi głos.
- Tak, to ja, z kim rozmawiam?
- To ja ciocia Madison. Pamiętasz mnie? - spytała.

Przez głowę przeszło mi wiele ciotek od strony matki i ojca, lecz po kilku sekundach przypomniałam sobie dopiero o kogo chodzi. Tak. Ciocia Madison. Ta ciocia Madison. Nie znałam jej zbyt dobrze, ponieważ mieszka bardzo daleko ode mnie i jest szczerze mówiąc - dziwna. Przypomniałam sobie, że dzieli nas dość spora różnica czasowa, dlatego dzwoni do mnie tak wcześnie rano. Ciocia Madison to bardzo pogodna osoba, jednak bardzo skryta i nieśmiała jak na swój wiek.

- Oczywiście ciociu, że pamiętam, ale prosiłam, żebyś mówiła do mnie Nao. Czemu dzwonisz do mnie tak wcześnie? Co się stało? - odrzekła zdziwiona tak nagłym i wczesnym telefonem od niej.
- Przepraszam, że tak wcześnie do Ciebie dzwonię, ale mam niestety bardzo smutną wiadomość do przekazania. - odparła łamiącym się głosem.
- Co się stało? Proszę powiedz mi jak najszybciej! - zdenerwowana zaczęłam krzyczeć do słuchawki.
- Chodzi o twojego tatę Jamesa...Stało się coś okropnego.. - odparła ze łzami w oczach.

Nagle połączenie się zerwało. Nie wiedziałam co się stało. Byłam roztrzęsiona. Chciałam jak najszybciej do niej oddzwonić, jednak nie miałam jej numeru. Pobiegłam do laptopa, żeby sprawdzić wiadomości. Pomyślałam, że może stamtąd się czegoś dowiem. Gdy włączyłam pierwszą lepszą stronę z wiadomościami łzy stanęły w moich oczach. W nagłówku strony widniały słowa:
DOSZŁO DO KATASTROFY LOTNICZEJ SAMOLOTU LINII JAPANAIR LECĄCEGO Z TOKIO DO LOS ANGELES. WSZYSCY 225 PASAŻEROWIE I ZAŁOGA ZGNIĘLI.
Mój mały świat, świat 17-sto letniej Naomi właśnie legł w gruzach..





Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali pierwszy rozdział. To są dopiero moje początki, dlatego proszę o wyrozumiałość i komentarze dotyczące tego, co mogę ewentualnie poprawić lub pomysły na kontynuację, które mogę wykorzystać:) Chciałam spróbować czegoś nowego, a pomysł już od dawna miałam w głowie, lecz nie miałam czasu na realizację. 
Zapraszam także do obserwacji mojego bloga!! 
Miłego dnia, Natalia